Dyskusja po przeniesieniu części środków z OFE do ZUS w zasadzie wygasła. Spór toczył się między trzema grupami: pełnymi zwolennikami ZUS-u (dla ZUS-u nie ma alternatywy, tylko państwo może zagwarantować emerytury), radykalnymi zwolennikami OFE (przeniesienie środków to kradzież) oraz tymi, co choć wątpią w ZUS, z różnych powodów nie popierali przyjętego w Polsce modelu OFE. Postawiono pytanie: kto da przyszłemu emerytowi więcej? Tymczasem problem systemu emerytalnego ma zupełnie inną naturę niż proste pytanie o stopę zwrotu.
Błędne uproszczenie
Dyskutując o przyszłości systemu emerytalnego dokonujemy typowego błędu ekonomicznego: rzutujemy perspektywę indywidualną na całe społeczeństwo. Taki sam błąd popełniało wielu klasycznych ekonomistów i polityków. Dwight Eisenhower, prezydent Stanów Zjednoczonych w latach 1953-1961, w jednym z orędzi do narodu amerykańskiego przepraszał za minimalny deficyt federalny. Dlaczego? Przedsiębiorstwo, które ma straty, upada. Zwykły człowiek, który nie spłaca długów, naraża się na spotkanie z komornikiem. Naturalnie wydaje się więc, że dług publiczny jest równie naganny i niebezpieczny, niezależnie od jego wysokości. No to przeprosił.